17.01.2016

Mr. Bróg 82 Consul


Moja pierwsza wrzościówka, pamiętam z jaką ekscytacją ją kupowałem. Byłem wtedy kompletnym świeżakiem w fajkowym świecie. Rzecz jasna założony budżet przekroczyłem i kupiłem dodatkowo zapalniczkę, podstawkę oraz tytoń. Po wcześniejszym spotkaniu z obrzydliwym wiśniowym Tilbury którego paliłem w śp. gruszy od bróga, padło na virginię od Mac Barena. Wracając do fajki posiada ona wszystkie stereotypowe cechy wizualne, jest wygięta(bent), posiada średnio pojemny komin oraz klasyczną główkę. Wszystko zwięczone miedzianym pierścieniem.
Pierwsze palenie w niej to była nieziemska przyjemność, przeskok jakościowy z gruszy na wrzosiec powalał, jednakże kolejne palenia w niej były bardzo gorące. Pojawiła się pajęczynka, a niektóre elementy przy nawiercie się poprzypalały i odkruszaly wylatując przy opróżnianiu fajki z popiołu.


Mój brak doświadczenia w tamtym czasie odcisnął na niej dość bolesne piętno. Lecz umiejętności rosły a fajka jak parzyła tak parzyła dalej. Aż do momentu w którym postanowiłem usunąć osmolenia z rimu. Chusteczka lekko nasączona spirytusem zdarła z niego lakier. Jako, że wyglądało to średnio...
lakier zdarłem z całości. Obecnie fajka w końcu oddycha i ma się dobrze co cieszy mnie niezmiernie. Nie muszę chyba wspominać, że zamiast parzyć dłoń, przyjemnie ją grzeje ;)

Zdjęcia wykonane przez moją cudowną Paulinę.


28.12.2015

Mr. Bróg 87 Bruyere


Od niemal początku mojej fajczarskiej przygody, potrzebowałem fajki do zadań specjalnych, na spacer, na domówkę u znajomych, biwak czy ognisko.
Fajkę z którą nie będę obchodzić się tak delikatnie jak z innymi. Pierwsza - gruszanka - nie wytrzymała presji. Podczas upojenia alkoholowego tak przesadziłem z temperaturą, że skraplacz wyżej wymienionej wtopił się w ustnik. Co prawda po nie małej interwencji za pomocą brzeszczota udało się go doprowadzić do jako takiego stanu lecz samej fajki nie. W kominie miałem istną kopalnie... węgla rzecz jasna. Tak się skończyła zabawa z gruszą
i wydawało się, że fajka będzie towarzyszyć mi tylko w domowym zaciszu. Jednak, że potrzeba posiadania takowej silna, zacząłem poszukiwać w internecie taniej, używanej tym razem wrzoscowej fajki. W taki sposób trafiłem na allegrową licytację, którą szczęśliwie wygrałem. Kosztowała mnie jedyne 50 zł, palone w niej było tylko dwa razy więc niemal nówka nieśmigana.



Posiadała jednak jeden spory mankament, ogromne kitowanie u szczytu komina, to przeważyło szalę i ostatecznie fajka mimo początkowego zawahania dostała rolę jaką miała pełnić od początku. Zakupu tego bróga dokonałem we wrześniu, przybył do mnie po paru dniach priorytetem.
Od razu rzuciło mi się w oczy umazanie całej fajki w szelaku. Ah te brógowe lakierowanie fajek. Uzbrojony w ręczniki papierowe i spirytus zacząłem solidne pocieranie główki. Szelak zaczął się rozpuszczać i powoli odchodzić z fajki. Umęczony co nie miara, ale ostatecznie zadowolony z efektu przystąpiłem do czyszczenia wnętrza fajki, delikatne wyczyszczenie za pomocą nasączonych spirolem wyciorów wystarczyło. Fajkę zostawiłem w spokoju do wyschnięcia. Niech odpocznie sobie trochę, w końcu czeka ją, jak się z czasem okazało nie łatwy żywot. Brujerka ta, ma już na swoim koncie przygodę z black ambrozją(dzięki ci Boże że już więcej tego nie mam), niejedną imprezę oraz grudniowy spacer. Poniewierana a niekiedy nawet nieczyszczona trzyma się.. wyśmienicie! Niezaśmierdła, mimo wielokrotnego przegrzewania nie posiada ani jednego zwęglenia w kominie. Nawet zaczęła ładnie zarastać niagarem
i powoli lecz stanowczo i do przodu wybarwia się coraz mocniej. Kiedyś przeczytałem, że jak się chce opalić fajkę to nie wyjdzie to nigdy dobrze
w przeciwieństwie, gdy się na to nie zwraca uwagi. Ta fajka jest tego przykładem. Mam nadzieję, że będzie mi służyła jak najdłużej, bo ze względu właśnie na tą niską cenę, ale jak i na jej wytrzymałość darzę ją niemałą sympatią.



18.11.2015

Mac Baren - Virginia No. 1

Filar z virginią

Sięgam po kolejny barenowski tytoń. Grzecznie układa mi się w kominie. Zapalniczka mimo, że jedzie już na oparach, posłusznie odpala. Ostrożnie przybliżam płomień do komina fajki. Nie daj Boże przypaliłbym rim! Tytoń pięknie się zajmuje i zaczyna tlić. By pomóc dopiero co powstałemu ognikowi, wciągam dym do ust i delikatnie popycham żar stópką niezbędnika. Najpierw uderza delikatna słodycz, a po niej delikatne kwaski zaczynają pieścić podniebienie. Jest pysznie. To ona, najszlachetniejsza, najczystsza, goszcząca niemal w większości blendów - Virginia.
Właśnie z nią rozpocząłem moją fajczarską przygodę na poważnie. Mimo swej, niekiedy kapryśności nauczyła mnie jak powinien smakować tytoń.
To ona określiła na dzień dzisiejszy mój gust. Rozwodzić mogę się tak dalej, jednakże przejdźmy do części merytorycznej.

"In 1955 Virginia No. I was introduced to the world's pipe smokers, and today Virginia No. I is one of the Mac Baren Classics. The natural sweetness from the carefully selected Virginia tobaccos, are to be enjoyed every time you light up this magnificent blend. In addition to a slow, cool smoke this ready rubbed blend gives you the slightly sweet smoke. Try the Virginia No. I and find out for yourself why Virginia No. I is reckoned as a Mac Baren Classic Blend."

Tym razem producent trafił idealnie z opisem. Jest tutaj troszkę historii jak i walorach smakowych.
Przeanalizujmy jednak ten tytoń.
Otwierając kopertę czujemy delikatny wędzony zapach, bije od niego naturalnością. Kolorystycznie, blend ten jest po prostu jednolicie złocisty.
Forma pocięcia tego tytoniu to ready rubbed, bardzo wygodna w nabijaniu. Wilgotność, moim osobistym zdaniem idealna, tytoń można od razu wkładać do fajki.

Zaczynamy

Co do palenia, bez problemowo nie jest, fajka wymaga ostrożnego prowadzenia w przeciwnym wypadku przegrzejemy ją kolosalnie. Kondensatu nigdy nie uświadczyłem, choć słyszałem że niektórych potrafi ugryźć w język. Wszystko spala się do czystego popiołu, lecz mimo wszystko parę razy uświadczyłem efektu "koreczka", którego musiałem później wystukiwać.

Do dna!

Podsumowując, tytoń bardzo dobry, jak na ten przedział cenowy wręcz wyśmienity. Umiarkowanie prosty w paleniu ale zapewniający wspaniałe doznania smakowe. Dla mnie nigdy nie może zabraknąć go w spiżarni.

Plusy:
+ cena
+ naturalność
+ smak

Minusy:
- trudność palenia
- mocno nagrzewający

Ogólna ocena: 8,5/10

17.10.2015

Mac Baren - Black Ambrosia


Podano do stołu

Ambrozja, napój bogów dający im nieśmiertelność i wieczną młodość. Czy tytoń Mac Barena o wdzięcznej nazwie Black Ambrozja pozwala poczuć się nam jakbyśmy znajdowali się, otaczani przez grecki panteon na Olimpie?
Odpowiedź na to pytanie za chwilę, na razie zobaczymy co napisał o nim producent z tyłu opakowania:

"This blend is mainly manufactured from pure Virginia, which we have carefully roasted to bring out our tasty and sweet Cavendish.
To this Cavendish we have added some very special yellow Virginia tobaccos, to give the blend a beautiful contrast.
When smoked you will be thrilled by the exciting taste and sweet aroma
."

Dla osób jeszcze gorzej posługujących się językiem angielskim ode mnie już śpieszę z wytłumaczeniem. Ogólnie rzecz biorąc nasz tytoń ma zawierać pięknie kontrastującą Virginię na tle czarnego jak smoła Cavendisha. Podczas palenia mamy być zszokowani wspaniałym smakiem i słodkim aromatem tego blendu. Brzmi naprawdę nieźle.

Kontrastki

Po otwarciu koperty uderza nas słodka, mocna woń. Zapach jest nienaturalnie intensywny, głęboko przenikający nasze nozdrza.
Póki co spodziewam się naprawdę smacznego aromatu.
Pora zajrzeć do środka opakowania. Kontrast rzeczywiście jest. Złota Virginia ewidentnie wyróżnia się na tle ciemnego Cavendisha. Jak na razie wydaje się, że panowie z MB są słowni.

Duet

Czas by zapalić tą ambrozję.
Tytoń nabija się łatwo i ładnie się układa w kominie. Żadnych problemów podczas nabijania fajki. Nic się nie lepi i nie jest zbyt wilgotne, tak więc jakiekolwiek suszenie mogę sobie darować. Schody pojawiły się dopiero po odpaleniu mojej bruyerki, ponieważ musiałem tą czynność powtórzyć 3 razy.
Ale jak mawiają do 3 razy sztuka i w końcu zaczęła się ładnie żarzyć. Aromat nie nagrzewa mocno fajki, co jest również na plus. Kondensatu pod koniec dwugodzinnego palenia nie uświadczyłem, jednakże musiałem w trakcie pufania rozpalać z dobre 7 razy, kto wie, może dobilem nawet do 10.
Nie liczyłem dokładnie. Tak więc bezproblemowo nie było, a paliłem naprawdę sucho. Bez zapluwania ustnika.

Kółko wzajemnej adoracji

Teraz najważniejsze. Czy czas spędzony z Black Ambrozją był czasem spędzonym mile i smacznie?
Nie. Zamiast na Olimpie czułem się jakbym był co najmniej na wizycie u Hadesa, który poczęstował mnie węglem zamiast tytoniem. Żadnych słodkości nie uświadczyłem, a zawarta w nim Virginia ani razu nie dała o sobie znać kwaskami. Cały czas bliżej nieokreślone coś. Tytoń w smaku jest intensywny jednak nie jest to spowodowane zawartością nikotyny, która w tym aromacie akurat jest średnia, to po prostu mocny węglowy dym, mdły, lekko gryzący podniebienie i język. Ani to słodkie, ani kwaśne, ani aromatyczne, w sumie do dupy.
Rozczarowany jestem bardzo, ale lepiej teraz niż później, ponieważ owy blend miałem dostać od ślicznej niebieskookiej Pani Mikołajowej jako prezent z okazji grudniowych mikołajek, a tak poproszę o coś, albo praktyczniejszego, albo smaczniejszego.

Podsumowując, serdecznie nie polecam. Moja pierwszą przygodę z aromatami uznaję za nie udaną. Rome note jak po zapaleniu peta. Ładnie to to pachnie tylko nie palone. Smakuje źle i płytko. Zero zaskoczeń czy zmian smakowych. Porównałbym to wręcz z słynną Virginiową końcówką, tylko, że jest dużo gorzej i trwa cały czas od początku do końca. Popiół zostawiło szary, ale z tą ilością odpaleń nie dziwota. Jedyna miła rzecz, która mnie spotkała podczas palenia tego tytoniu to Black Lebel Society lecący z głośników w tle. Blend ten wypalę do końca i dam mu jeszcze szansę. Jeśli coś się zmieni to zrobię stosowny update, jak nie to wyślę go tam gdzie jest jego miejsce - do diabła!


         + ładnie wygląda                                    - obrzydliwe w smaku
 + ładnie pachnie nie palone                   - Virgini nie czuć
                       + nie lepi się                                           - room note jak po papierosach
+ nie grzeje fajki                                    - kapeć w ustach
   + brak kondensatu                                  - dzieło szarlatana
+ zadowolony Hades                              - zero słodkości
                                                                             - przykład że palenie zabija

Ogólna ocena: 3/10

12.10.2015

Słowem wstępu...


Jesień przybyła pełną gębą. Słoneczne dni, zapach kwiatów i wszechobecna zieleń odeszły w niepamięć. 
Co gorsza październikowa pogoda uraczyła nas śniegiem.
No i co tutaj robić jak za oknem szaro, buro i w ogóle o kant rzyci roztrzaść? 
Tak drodzy państwo, przy delikatnej zachęcie oraz samozaparciu możecie oglądać oraz czytać ten oto blog.
Od razu zaznaczam, humanista ze mnie słaby, co gorsza ścisłowiec jeszcze gorszy...
Dlatego miejcie litość oraz wyrozumiałość do mych ułomności, dotyczących interpunkcji oraz składni, które mogą nie być na światowym, mickiewiczowskim poziomie. 
O ortografię się nie martwię, Bogu dzięki za autokorektę!
Mimo wszystko mam nadzieję że będzie interesująco. Przynajmniej dla mnie samego.
Miłej lektury!